Holendrzy bez spiny: luz, rower, gezellig i wieczne „toch?”
Holandia to kraj, który ma w sobie coś nie do podrobienia. Niby zorganizowany jak szwajcarski zegarek, a jednocześnie totalnie na luzie. Pracuję od lat z Holendrami, bywałam, rozmawiałam i obserwowałam – i jedno wiem na pewno: Holendrzy to osobna liga, jeśli chodzi o podejście do życia. I serio, można się od nich wiele nauczyć.
Zacznijmy od roweru. To nie jest środek transportu – to religia. Widzisz kogoś w garniturze, z aktówką, pędzącego w deszczu z jedną ręką na kierownicy, drugą trzymającego parasol? Witamy w Holandii. Kobieta w szpilkach na rowerze? Normalka. Pada? Nie szkodzi. Przecież to tylko deszcz. Holender nie dramatyzuje. On dojedzie. Punktualnie. Z uśmiechem.
Potem mamy to ich legendarne „toch?” – pytanie-niepytanie, które tak naprawdę oznacza: „mam rację, prawda?” Zazwyczaj wypowiadają je z taką pewnością siebie, że zaczynasz się zastanawiać, czy faktycznie przypadkiem się z nimi nie zgadzasz. Ten narodowy poziom asertywności może na początku lekko szokować, ale z czasem… podziwiasz. I może nawet trochę zazdrościsz. Bo kto z nas nie chciałby umieć tak mówić wprost, ale bez napięcia?
Holendrzy mają też talent do bycia lekkimi showmenami – potrafią zabłysnąć żartem, powiedzieć coś z ironią, nie biorąc siebie zbyt poważnie. I to jest cudowne. Nie wstydzą się błędów. Śmieją się z siebie.
A jeśli myślisz, że Holendrzy to tylko struktura i praktyczne podejście – poznaj słowo "gezellig". To nie tylko klimat. To stan ducha. To wieczór z przyjaciółmi, ciepłe światło, dobra rozmowa i spokój. A jak dorzucisz do tego coś lekker, czyli pysznego, fajnego, przyjemnego (serio, to słowo znaczy wszystko), to masz przepis na idealny wieczór.
Tu się celebruje proste rzeczy. Bez spinania się, bez udawania. I to jest piękne.
Dla nas, Polaków, to czasem szok kulturowy. My mamy tendencję do przeżywania wszystkiego głębiej, mocniej, czasem z niepotrzebnym stresem. A oni? Biorą życie na miękko. I właśnie za to ich kocham.
Bo w tym ich „wszystko będzie dobrze” naprawdę coś jest. I może właśnie dlatego warto się od Holendrów nauczyć:
trochę luzu, trochę dystansu, trochę... gezellig.
Toch?